Okoliczności męczeństwa Św. Andrzeja Boboli
Wskutek różnorodności kultur i uwarunkowań politycznych niejednokrotnie dochodziło do zrywania przez Kościoły wschodnie więzi z katolickim Rzymem. W r. 867 odłączył się od Kościoła powszechnego patriarcha konstantynopolitański – Focjusz. Rozdwojenie to jednak nie trwało długo. Zasadniczy podział Kościoła nastąpił dopiero w r. 1054. Patriarcha Konstantynopola, Michał Cerulariusz, ogłosił się wtedy równym papieżowi.
Ponieważ Ruś przyjęła chrześcijaństwo z Konstantynopola, otrzymała je w obrządku bizantyjskim i w hierarchicznej zależności od patriarchatu konstantynopolitańskiego. Po oderwaniu się Cerulariusza od papiestwa, także biskupi ruscy zerwali łączność ze Stolicą Piotrową. W XIV stuleciu, gdy po akcie krewskim na wpływy polskie otwarły się tzw. ziemie czerwonoruskie, Białoruś i Ukraina, na nowo odżyła dążność do unii z Kościołem zachodnim. Nie zdołała jednak ugruntować się w państwie polsko-litewskim unia Florencka (1439). Dopiero po Soborze Trydenckim, gdy ogarnął Kościół nowy powiew Ducha Świętego, pracę nad zjednoczeniem chrześcijaństwa w Rzeczypospolitej Obojga Narodów podjęli biskupi ruscy, a wraz z nimi jezuici (na pierwszym miejscu wielki rzecznik tej sprawy, Piotr Skarga).
W 1596 r. podpisano w Brześciu nad Bugiem unię Kościoła wschodniego z zachodnim na ziemiach polskich. Jednocześnie z synodem, którego wynikiem było uroczyste odczytanie aktu unii w kościele św. Mikołaja, w dniu 20 października, obradował w Brześciu antysynod. Zaprzysiężono na nim walkę z unią. Próba czasu wykazała, że i pod ten zasiew, jakim była unia brzeska, nie wszędzie gleba została przygotowana należycie. Jezuici urabiali umysły do zjednoczenia Kościoła poprzez swoje szkoły i stacje misyjne. Było to za mało, aby wpłynąć na masy. Lud przywiązał się do starej obrzędowości, a różnice dogmatyczne nie interesowały prostego wieśniaka. Wskrzeszenie więc sympatii dla prawosławia w niektórych rejonach nie przychodziło trudno. Do destruktywnych działań przyłożył rękę również Kościół łaciński. Słabości zarówno Kościoła, jak i Cerkwi (brak w niej centralizacji władzy sprzyjał nadużyciom) wykorzystywali je ludzie szukający we wszystkim pożytków doczesnych. Podsycali oni pomiędzy katolikami a prawosławnymi wzajemną nienawiść, różnice religijne uczynili narzędziem w rozgrywkach politycznych. Ich sprzymierzeńcem stali się kozacy. Życie na wschodnich rubieżach przerodziło się w piekło. Ten tragiczny klimat odtworzył Henryk Sienkiewicz w Ogniem i mieczem. Wśród licznych ofiar swoją przynależność do Kościoła przypłacił głową także unicki arcybiskup połocki, św. Jozafat Kuncewicz, zamordowany w Witebsku w 1623 r. Wycinano w pień nie tylko hierarchów, lecz także całą katolicką ludność. Największe triumfy święciło zło za czasów Bohdana Chmielnickiego. Mordowano katolików bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie społeczne. Zagrożona ludność chroniła się w lasach. Przypuszczalnie chcieli tam znaleźć azyl także pracujący w terenie jezuici Szymon Maffon i Andrzej Bobola. Pierwszego z nich pochwycili kozacy 15 maja 1657 w Horodcu. Odartego z odzienia przybito gwoźdźmi do jakiejś ławy czy stołu, okręcono powrozami głowę i tak zaciskano sznury, że gałki oczne wychodziły z orbit. Zdarto mu następnie skórę z piersi i pleców, a otwarte rany polewano ukropem. Wreszcie udręczonego dobito cięciem szabli. Na drugi dzień kozacy podążyli do Janowa. Tutaj pozabijali co do jednego nie tylko katolików, ale i żydów. Dowiedziawszy się, że uszedł stąd niedawno Andrzej Bobola, urządzili za nim pościg. W godzinach przedpołudniowych dopadli go w miejscowości Predyła. Była to środa, 16 maja. Rozpoczęła się swoista katecheza, mająca nakłonić Andrzeja do schizmy. Kozacy byli pomysłowi w zadawaniu tortur i nie trzymali się jednego schematu. Najpierw więc obnażono schwytanego Lacha i skatowano nahajkami potem dostał jeszcze w twarz kilka kułaków tak silnych, że posypały się zęby. Po tej lekcji poglądowej, gdy Andrzej nadal nie wyrażał chęci przejścia na prawosławie, skrępowano mu ręce powrozem i przytroczono do pary koni, które ruszyły w kierunku Janowa. W czasie czterokilometrowego biegu pomiędzy końmi dostał jeszcze mnóstwo razów batogami, cięcie szablą po lewym ramieniu oraz kilka ukłuć lancą, po których pozostały głębokie rany. W Janowie zbiegł się tłum ciekawych niecodziennego widowiska. Aby uchronić się od nadmiaru świadków, wprowadzono Andrzeja do szopy służącej za rzeźnię. Z gałązek dębowych upleciono wieniec i wciśnięto mu na głowę, następnie rzucono go na stół i zachęcając do wyparcia się katolicyzmu, ogniem przypalano jego ciało, wbijano drzazgi za paznokcie, zdzierano skórę z rąk, piersi, pleców i głowy, odcięto palec wskazujący od lewej dłoni i końce dwu innych palców, wydłubano prawe oko, świeże rany posypano plewami, odcięto nos i wargi, wyrwano język, wreszcie powieszono u powały za nogi. Po dwu godzinach żyjącego jeszcze zdjęto ze sznura. Dwukrotne cięcie szablą w szyję zakończyło ziemską wędrówkę Boboli. W ten sposób Andrzej stał się czterdziestą czwartą żertwą Towarzystwa złożoną na ołtarzu Unii. W okolice Janowa niespodziewanie nadciągnął oddział wojska polskiego. Kozacy uciekli w popłochu zostawiając zmasakrowane zwłoki. Jezuici pińscy powiadomieni o okrutnej śmierci Andrzeja przybyli po ciało. Przewieźli je wozem do klasztoru i złożyli w drewnianej trumnie, zabijając natychmiast jej wieko, aby uczniom kolegium oszczędzić straszliwego widoku. Trumnę umieszczono w podziemiach kościoła, a na liście zmarłych odnotowano: Ojciec Andrzej Bobola roku 1657, maja 16, w Janowie okrutnie zamordowany przez bezbożnych kozaków w różnoraki sposób umęczony, następnie obdarty ze skóry, położony jest pod wielkim ołtarzem.